Jesienna chandra...
Sezon na
jesienną chandrę uważam za otwarty. Byłam więcej niż pewna, że na koniec
października pochwalę się nową pracą. Niestety plany planami, życie życiem. W
ferworze codziennych obowiązków utknęłam w twórczej niemocy i chociaż starałam
się z całych sił, walczyć ze zmęczeniem i przynajmniej wieczorami wracać do
magii dziergania, zostałam pokonana. Od początku października z wielką werwą
zaczęłam mój wymarzony, zimowy, długi sweter z kieszeniami. W trakcie robótki,
a właściwie to, już po wykonaniu prawie całości, okazało się, że sweter nie ma
kieszeni, plisa nie wyszła jak tego oczekiwałam, a całość jest stanowczo za
duża i z pewnością tego nigdy nie założę. W związku, z czym wszystko sprułam,
obraziłam się na włóczkę i ukryłam dowody mojej porażki na dnie szarego kufra.
Postanowiłam tak trwać w tym stanie, aż do ostatniego weekendu. Rękawica znów
została podjęta, mam nadzieje, że tym razem misternie uknuty plan zakończy się
sukcesem. Nie robiłam już niczego „na oko”, co bardzo lubię robić. Wszystko
dokładnie wyliczyłam, wymierzyłam i już nie mogę się doczekać końcowego efektu,
bo włóczka od https://kokonki.pl/ jest
przepiękna J.
Na razie załączam w fotorelacji tyle:
Komentarze